Socjokreacja cz.2

Opublikowane przez: socjokreator, 9 lat temu,  1189

Dlaczego socjokreacja? (cz.2)


Po co nam centrum?


Wieloletnie poszukiwania, studia i doświadczenia teatralne, muzyczne, terapeutyczne oraz pasje poznawcze, wiodące przez wielokulturowy krajobraz Świata, doprowadziły mnie do miejsca, które zawsze, we wszystkich kulturach związane było z organizacją, tworzeniem, powstawaniem czegoś nowego i świeżego. To swoiste centrum przyjmowało różne postaci: kamienia, góry, pala, drzewa, źródła, totemu, gwiazdy, magicznego ziela, miasta, władcy, szamana, bohatera, świątyni, wieży...itd. Przez długie tysiąclecia miało wartość Sacrum. Potem zaczęło być używane w wymiarze świeckim i dzisiaj mamy wszelkiego rodzaju centra rozrywki, centra handlowe, centra władzy i biznesu, medyczne i militarne, centra informacji, ośrodki we wszelkiej postaci itd. W centrum wydarza się lub ma wydarzyć coś istotnego, ważnego, odkrywczego. Coś co ma wywołać dreszcz ekscytacji, wgląd, pobudzić do refleksji, zaspokoić różne potrzeby, nadać nowy kierunek ludzkim poszukiwaniom, przypomnieć o czymś ważnym, może zapomnianym, obudzić, wskazać na tajemnicę, uwznioślić. Dawniej dla małych społeczności wystarczało jedno centrum. Czy dzisiaj jeszcze tak jest? Potrzebujemy monocentryzmu czy policentryzmu? Monizmu czy pluralizmu?


Ludzkość we wszystkich starych kulturach szanowała wielość i różnorodność na różne sposoby (np. kulty politeistyczne, astrologia, mitologie, systemy wiedzy o świecie i człowieku, świadomość wagi bioróżnorodności w uprawach i poszanowanie dla niej w przyrodzie itd). Monizm zaznaczył się w nielicznych światopoglądach (np. w materializmie i spirytualizmie), jednak najmocniej odcisnął swoje piętno w systemach władzy i monopolistycznych zakusach rozwiniętych wokół posiadania dóbr, zarządzania nimi oraz ich dystrybucji.


Centrum organizuje potencjał w wymiarze horyzontalnym jak i też wertykalnym. W wymiarze poziomym kumulują się mierniki ilości (to co można posiadać, łatwo zmierzyć, czym można zawładnąć, co można zgromadzić). Natomiast oś pionowa (tak charakterystyczna dla wyobrażenia i rozumienia idei centrum) reprezentuje jakościowe wyznaczniki postaw, którym powinniśmy podlegać, rezonować z nimi aby wartości mogły znaleźć możliwość zamanifestowania się. I tu znajduje się epicentrum problemu władzy i posiadania. Nie lubimy i nie potrafimy pochylać się nad wartościami. Odrzucamy podleganie wpływom wartości. Wolimy gromadzić i posiadać, bo wtedy coś zależy od nas, jest nasze i chcemy mieć nad tym władzę. Urzeczowienie i uprzedmiotowienie to, niestety, wciąż powszechne sposoby odnoszenia się do wszelkich form istnienia w otaczającym nas świecie.


W wymiarze jednostki ludzkiej centrum stało się „ego”. Egocentryzm to przejaw zatrzymania się w określonym stadium rozwoju indywidualnego, generujący w wymiarze społecznym swoiste status quo, uzgodnioną rzeczywistość, pewien układ społeczny, który uzurpuje sobie najczęściej prawo do jedynie słusznych prawd i decyzji oraz dyktatu w kwestii tego co jest normą i patologią, prawdą i nieprawdą, pięknem i brzydotą, dobrem i złem itd. C. G. Jung nazwał to zjawisko „kolegium belfrów”. Przyjmowało ono i nadal dziś przyjmuje (w szczególnie wzmożonej formie) bardziej niebezpieczne formy dyktatu ekonomicznego, któremu podlegamy właściwie wszyscy. Dwie najbardziej widoczne, a zarazem przeciwstawne formy uwikłania w ten proces to uniformizm i atomizacja. Uniformizm daje iluzję przynależności (łatwość identyfikacyjna), natomiast atomizacja daje złudzenie niezależności (jestem oddzielny, inny, nie związany).


W wymiarze zbiorowym przez tysiąclecia triumfy święciły socjocentryzm (dominacja narodu, społeczności) i etnocentryzm (dominacja jednej kultury). W zasadzie nie było chyba narodu czy państwa, które nie myślałyby o sobie w kategoriach „pępka świata”. Przez cztery ostatnie stulecia zaznaczył swój ekspansjonistyczny wpływ etnocentryzm europejski pod postacią kolonializmu, a kulminację socjocentryzmu w minionym stuleciu mogliśmy obserwować i doświadczać pod postacią komunizmu i faszyzmu. Tendencje o podobnym charakterze można także od dłuższego czasu obserwować w polityce amerykańskiej, rosyjskiej oraz chińskiej choć w nieco innej i zakamuflowanej postaci, co nie oznacza, że mniej groźnej.


Tak też powstają monopole dążące do zdominowania przez uniformizujące modele całych społeczności, by można było eksploatować, produkować, konsumować, podporządkowywać, rządzić jak największą liczbą ludzi (bardzo często pod maską niepowtarzalności i wyjątkowości każdego konsumenta, demokracji czy też społeczeństwa obywatelskiego). W ostatnich latach można obserwować je w zaborczych zapędach ponadnarodowych korporacji do zdominowania świata przez kilku potentatów biotechnologii GMO (uprawy, hodowla, żywność zmodyfikowane genetycznie, środki ochrony roślin) oraz pojawiających się zakusach zmonopolizowania medycyny.


Kiedy myślimy o całości i zajmujemy się nią musimy brać pod uwagę złożoność struktury oraz funkcji zjawiska, które nas interesuje. Czy będzie to organizm, społeczność, organizacja, miasto, państwo czy świat, żeby ogarnąć to, co w nich się dzieje i umieć znaleźć się w całej ich złożoności potrzebny jest do tego jakiś rodzaj inteligencji, wyczucia, wrażliwości, rozumienia, zaufania, a nawet intuicji. Potrzebna jest chęć współistnienia i świadomość przynależności do jednego choć wielowymiarowego świata. Konieczne jest wsłuchanie w harmonię złożonego procesu istnienia, który tworzył się i organizował przez miliony lat. Wymaga też kontemplacji czy medytacji rodzących głębszą refleksję nad kondycją współczesnego człowieka i jego otoczenia. Nie możemy już sobie pozwalać na bezmyślne, bez zastanowienia i wglądu, pozbawione współodczuwania działanie. Wielką wagę ma zagłębienie się w istotę tego kim jesteśmy i tego co nas otacza oraz wzniesienie się ponad przyziemność partykularnych interesów pozbawionych kontaktu z głębokimi i wzniosłymi wartościami, bez dostępu do których niemożliwe staje się organizowanie życia osobistego, rodzinnego czy społecznego. Trudne będzie znalezienie właściwych rozwiązań niezbędnych do zadbania o środowisko naturalne czy nawet adekwatne postawy wobec świata przedmiotów (nieposzanowanie, bałagan i destrukcja). Pozbawieni istotnych postaw i wartości nie będziemy w stanie urzeczywistniać we właściwy sposób takich idei jak demokracja czy społeczeństwo obywatelskie, a prawda, dobro i piękno pozostaną mitem przypisywanym starożytnym filozofom greckim.


Myślę, że nie ma powodu żeby konfliktować te dwa tak ważne sposoby postrzegania rzeczywistości. Jedność i wielość nie wykluczają się lecz współistnieją. Gdyby nie dramaty i tragedie nieustannie dotykające ludzkość na całym świecie, niekończące się pasma kryzysów, chorób, wojen, biedy, głodu można by stwierdzić, że truizmem jest wygłaszać takie prawdy. Potrzebujemy, po prostu, dwóch współdziałających ze sobą postaw. Jedną z nich jest mądrość, która wskazuje na to, że wielość jest jednością (żeby zjawiska indywidualne mogły istnieć muszą współistnieć). Drugą zaś jest współczucie, mówiące, że jedność jest wielością (niezbywalna umiejętność rozpoznania indywiduum w uniwersum i empatyczny stosunek do niego).


Policentryczność wynika z faktu nieistnienia w świecie manifestacji jednej formy czy funkcji a nawet sceny, która byłaby jedynym punktem odniesienia dla wszystkiego i wszystkich.Jawi się ona w wielości indywiduów, wzorów i form istnienia oraz scen i wymiarów, gdzie toczy się proces gromadzenia i wymiany zwany Życiem. To wyraz wielu punktów odniesienia i oddziaływania, interakcji pomiędzy wszystkimi i wszystkim. Życie żeby istnieć musi być indywidualne, różnorodne (bioróżnorodne, psychoróżnorodne, socjoróżnorodne). Stąd też wielkie znaczenie polifonii, polityki, politechniki, miasta jako polis, ale też indywidualizm, egalitaryzm, pluralizm,.


Parafrazując słynną sentencję Winstona Churchilla możemy powiedzieć, że żyjemy w czasach gdzie nigdy tak wiele nie zależało od tak wielu.



Bogdan Oś


www.socjokreacja.org


Komentarze: