Wolność, równość, siostrzeństwo? Dziwne losy Domu Bab-Jag w podparyskim Montreuil

Opublikowane przez: COHOTO, 8 lat temu,  792

W 2009 roku trafia mi w ręce artykuł "Jesień feministki", portret Therese Clerc, jednej z liderek francuskiego ruchu feministycznego. Therese jest w nim przedstawiona jako energiczna osiemdziesięciolatka i liderka lokalnej społeczności. Widać, że autorka tekstu jest zachwycona swoją bohaterką, opisuje ją bowiem jako "królową":

Tego wieczoru, jak zwykle, królowała w swoim Domu Kobiet w Montreuil. Wokół niej wirował mały tłum młodych Arabek, Mulatek i Azjatek. Niektóre z dziećmi, inne przyszły same. Ona w bluzce z dekoltem, siwe włosy spięte w kok, bystre spojrzenie. Egzotyczna kolia na nagiej szyi. Nic z kruchości babci czy z dystynkcji starszej damy. Pełna życia i ciepła. Nic nie umyka jej uwadze, każdego wita od progu. – Jak się masz, sarenko? – woła do Marokanki. – Mówiłam ci, nie zadawaj się z nim, ale mnie nie posłuchałaś – mówi przez telefon. Garną się do niej młode. – Kiedy jej nie ma – mówią – jest tu nudno.
Therese Clerc
Therese Clerc (zdj. z wysokieobcasy.pl).

Z artykułu dowiaduję się, że Dom Kobiet to feministyczne centrum kultury i pomocy prawnej, które powstaje z inicjatywy Therese w roku 1999. W miarę jak centrum staje się stałym elementem krajobrazu podparyskiego Montreuil, inicjatorka projektu dochodzi do wniosku, że czas na nowe wyzwanie. Postanawia stworzyć  dom mieszkalny dla starszych kobiet. Nie nazywa go cohousingiem, ale nietrudno zauważyć podobieństwa między jej pomysłem a zasadami, na których opierają się cohousingi senioralne:

Zakłada dom starości, jakiego jeszcze nie było. Wszystko, tylko nie spokojnej. – Nasz dom będzie samorządny, ekologiczny, obywatelski i solidarny – mówi. Chce w nim zamieszkać już w 2009 r. Taka komuna dziarskich staruszek. Wiek od 70 do 90 lat. 

Projekt Therese wydaje mi się na tyle ciekawy, że zaczynam śledzić dalsze jego losy. Co pewien czas wpisuję w wyszukiwarce nazwę planowanego domu: "La Maison des Babayagas", czyli "Dom Bab-Jag". Najważniejsza wiadomość pojawia się w roku 2012 – wtedy kończy się budowa domu i wprowadzają się do niego pierwsze mieszkanki. Wygląda na to, że projekt jest sukcesem, ponieważ kobiety należące do Stowarzyszenia Bab-Jag nie osiadają na laurach, a koniec budowy nie oznacza kresu ich aktywności. Zgodnie z zapowiedziami Therese dom staje się centrum licznych działań na rzecz lokalnej społeczności. W pokoju wspólnym mieszkanki zaczynają organizować otwarte warsztaty i wykłady. Czytam o tych wszystkich inicjatywach na stronie internetowej Domu Bab-Jag i obiecuję sobie, że kiedyś go odwiedzę.

Na jakiś czas przestaję się interesować Baba-Jagami i przypominam sobie o nich dopiero dwa miesiące temu, tuż przed wyjazdem do Paryża. Próbuję znaleźć na ich stronie informacje o możliwości odwiedzin, bo mam wrażenie, że kiedyś o takiej możliwości czytałam. Z zaskoczeniem jednak stwierdzam, że strona Stowarzyszenia Bab-Jag już nie istnieje. Szukam więc alternatywnych sposobów na skontaktowanie się z mieszkankami. Piszę bezpośrednio do Therese Clerc, potem wysyłam maila na adres Domu Kobiet w Montreuil. Nikt mi nie odpowiada.

Tracę nadzieję na odwiedziny w Domu Bab-Jag, ale postanawiam pojechać mimo wszystko do Montreuil. Zakładam, że nawet jeśli nie dotrę do nikogo związanego z Baba-Jagami, to chociaż zajrzę do Domu Kobiet, aby porównać działanie tego centrum z aktywnością wrocławskiego Centrum Praw Kobiet, w którym jestem wolontariuszką.

Kiedy po niemal godzinnej podróży metrem docieram do Montreuil, zaskakuje mnie małomiasteczkowy klimat dzielnicy. Przechodzę przez kilka spokojnych ulic i błyskawicznie docieram do centrum, gdzie ma znajdować się Dom Kobiet. "Pewnie jest gdzieś na piętrze, oznaczony małą tabliczką, żeby za bardzo nie rzucał się w oczy" – myślę sobie, bo przecież tak wyglądają siedziby organizacji feministycznych w Polsce. Nie chcę przeoczyć celu mojej podróży, szukam go więc, kierując się wskazówkami z Google Maps. Jak się okazuje, jest to niepotrzebna przezorność, bo Domu Kobiet nie można nie zauważyć. Nie kryje się on na piętrze ani w bramie, ale stoi na parterze, a jego fasada nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z centrum praw kobiet.

Dom Kobiet w Montreuil.

Dom Kobiet.


Wchodzę do środka i zaczynam się rozglądać. Zauważam sporą biblioteczkę z literaturą feministyczną oraz liczne ulotki informujące o wykładach poświęconych "feminizmowi", "feministycznych" śpiewach i innych wydarzeniach z "feminizmem" w nazwie. Szybko dochodzę do wniosku, że słowo "feminizm" najwyraźniej nie jest tu tak podejrzane jak w Polsce, gdzie unikają go nawet niektóre organizacje feministyczne (zamiast o feminizmie mówią więc o równouprawnieniu czy prawach kobiet). Kiedy więc podchodzi do mnie pracowniczka Domu Kobiet, od razu mówię jej, że interesuję się tym miejscem, ponieważ bliskie są mi idee feministyczne. Rozpoczęcie rozmowy od "Cześć. Jestem feministką" zapewnia mi ciepłe przyjęcie. Pracowniczka Domu Kobiet chętnie przechodzi ze mną na angielski i udziela szczegółowych informacji o działaniach centrum. Okazuje się, że jest Dom Kobiet to organizacja, która z jednej strony świadczy pomoc ofiarom przemocy domowej, a z drugiej, promuje feminizm, np. poprzez dyskusje poświęcone najważniejszym książkom i postaciom ruchu feministycznego.

W Domu Kobiet nikt nie boi się słowa feminizm

W Domu Kobiet nikt nie boi się słowa "feminizm".


Gdy mówię, że przyjechałam do Montreuil przede wszystkim po to, by dowiedzieć się więcej o projekcie domu mieszkalnego dla starszych kobiet, pracowniczka Domu Kobiet zaczyna wydzwaniać po osobach, które mogłyby mi o nim opowiedzieć . Telefon odbiera jedna z mieszkanek Domu Bab-Jag. Kiedy słyszy, że przyjechałam z Polski i chcę zadać parę pytań, zaprasza mnie do siebie. Jestem w lekkim szoku – nigdy bym się nie spodziewała, że spotkam się z tak wielką gotowością do pomocy, zwłaszcza że nie mówię zbyt dobrze po francusku i proszę o informacje w języku angielskim.

Efekt mojej wyprawy do Montreuil jest więc o wiele lepszy niż zakładałam. Udaje mi się zobaczyć Dom Bab-Jag nie tylko z zewnątrz, ale i od środka. Jak na budynek komunalny jego standard jest bardzo wysoki. To nowoczesny apartamentowiec, w którym znajdują się 24 mieszkania (o powierzchni 40 m kw. każde), a także spore pomieszczenie wspólne ulokowane na parterze. Kiedy odwiedzam Dom Bab-Jag, trwa akurat remont pomieszczenia wspólnego. Dlaczego trzeba je remontować, skoro budynek lśni nowością? Odpowiedź jest zaskakująca, ale o tym za chwilę.

Dom Bab-Jag Dom Bab-Jag

Dom Bab-Jag


Najpierw kilka słów o mieszkance, dzięki której mogę uzyskać wgląd w historię i obecną sytuację Domu Bab-Jag. Moją rozmówczynią jest Odette, feministka zaangażowana w działania na rzecz praw lesbijek. Opowiada, że z projektem budynku mieszkalnego dla starszych kobiet jest związana od roku 2012. Dołącza wtedy do grupy 21 przyszłych mieszkanek  domu, którego budowa dobiega właśnie końca. Cieszy się na myśl o zamieszkaniu w taniej kawalerce – ma ją wynajmować w preferencyjnej cenie od spółki, która zarządza budynkiem  w imieniu miasta. Zanim dom zostaje oddany do użytku, dochodzi jednak do ostrego konfliktu między liderką inicjatywy, wspomnianą wyżej Therese Clerc, a resztą mieszkanek. Konfliktu nie udaje się zażegnać i w efekcie niemal wszystkie kobiety, które mają zamieszkać w Domu Bab-Jag , postanawiają wycofać się z projektu. Z pierwszego składu Bab-Jag pozostają tylko dwie osoby: Odette oraz Therese.

Odette, czyli moje źródło informacji o Domu Bab-Jag.

Odette, czyli moje źródło informacji o Domu Bab-Jag.


Co sprawia, że tyle kobiet rezygnuje z zamieszkania w domu, o którego budowę starały się dobre parę lat? Jak wyjaśnia Odette, podstawowe źródło problemów tkwi w despotyzmie Therese Clerc. Choć Therese kreśli wizję domu samorządnego, to w rzeczywistości oczekuje, że wszyscy będą się jej podporządkowywać. Nie znosi głosów sprzeciwu i nie chce uczyć się współpracy w ramach grupy o demokratycznej strukturze. Nie słucha mediatorów, którzy pojawiają się na zebraniach kobiet z pierwszej ekipy. Mediatorzy mają uczyć przyszłe mieszkanki Domu Bab-Jag, jak komunikować się bez przemocy. Therese szybko  traci jednak do nich cierpliwość. Stwierdza, że ich porady są niewiele warte i przestaje ich zapraszać.

Zamiast słuchać mediatorów, Therese woli forsować swoją wizję inicjatyw, które powinny być podejmowane przez Baby-Jagi. Wychodzi na przykład z pomysłem, by zorganizować w domu darmową łaźnię dla kobiet z okolicy. Uważa, że taka łaźnia to świetny sposób na integrację imigrantek, ale nie bierze pod uwagę kosztów wody i energii, które wiążą się z jego realizacją. Nie zauważa też, że prowadzenie łaźni wymaga sporego nakładu pracy i że przyszłe mieszkanki Domu Bab-Jag mogą nie podołać tak ambitnemu projektowi, skoro do najmłodszych już nie należą. Kiedy kobiety z pierwszej ekipy próbują przekonać samozwańczą liderkę, że łaźnia nie jest pomysłem na ich siły, Therese wpada w furię. Zarzuca im, że są "głupimi rasistkami", a one tracą cierpliwość i – koniec końców – decydują, że nie chcą już dłużej należeć do Stowarzyszenia Bab-Jag. Łaźnia ostatecznie nigdy nie powstaje.

Kiedy z projektu wycofują się wszystkie kobiety poza Therese i Odette, trzeba szybko znaleźć kogoś na ich miejsce. Dom jest przecież prawie gotowy, a władze miejskie nie zamierzają płacić za utrzymywanie pustego budynku. Obowiązki związane z selekcją nowych mieszkanek spadają na Odette. Moja rozmówczyni twierdzi, że Therese nie chce zajmować się rekrutacją, ponieważ "woli koncentrować się na ideach, a nie na sprawach praktycznych". Kiedy więc Odette zbiera drugą ekipę mieszkanek, Therese promuje Dom Bab-Jag w mediach. Udziela licznych wywiadów, w których przedstawia swój projekt jako pełen sukces. Nie wspomina jednak dziennikarzom o konflikcie z pierwszą ekipą, gdyż  – i tu znów słowa Odette – "nie potrafi przyznać się do porażki i uważa, że wszystko, co robi jest słuszne".

Ostatecznie udaje się sformować drugą ekipę złożoną z 21 kobiet w wieku od 60 do 89 lat. Pod koniec 2012 roku nowe Baba-Jagi wprowadzają się do ukończonego już budynku. Każda zajmuje po jednej kawalerce, a pozostałe trzy mieszkania zostają wynajęte osobom młodym. W ten sposób zostają spełnione wymogi stawiane przez głównego sponsora projektu, czyli władze miejskie. Urzędnicy nie zgadzają się, by wszystkie mieszkania były zajmowane przez starsze kobiety, ponieważ obawiają się oskarżeń o dyskryminowanie ludzi w młodszym wieku. Oprócz tego istnieje ryzyko pojawienia się innych zarzutów, na przykład o to, że miejskie pieniądze wydawane są na pomoc osobom zamożnym. Urzędnicy decydują więc, że tanie mieszkania w nowo powstałym budynku przysługują wyłącznie tym Baba-Jagom, które nie są właścicielkami nieruchomości. Informują, że jeśli któraś kobieta ma mieszkanie, to musi je sprzedać, żeby móc wynająć od miasta kawalerkę.

Gdy Therese dowiaduje się o warunkach stawianych przez urzędników, reaguje oburzeniem. Stwierdza, że nikt nie będzie jej dyktował, co może, a czego nie może posiadać. Nie sprzedaje swojego mieszkania, a tym samym nie zyskuje prawa do zamieszkania w Domu Bab-Jag. Chociaż nie staje się jego mieszkanką, nie ma zamiaru tracić kontroli nad jego dalszymi losami. Cały czas pozostaje nieformalną liderką Stowarzyszenia Bab-Jag, do którego należą wszystkie starsze kobiety, które zamieszkały w domu. Jak twierdzi Odette, pozycja outsiderki jest dla Therese wygodna. Może jątrzyć spory, a potem stwierdzać, że rozwiązanie konfliktu to nie jej problem i że wraca do swojego mieszkania. "Człowiek ma większą motywację, żeby dążyć do zażegnania sporu, jeśli mieszka w miejscu, którego spór dotyczy" – zauważa Odette i opowiada, że wymiana ekipy nie przynosi końca konfliktów między Therese a resztą Bab-Jag. Wśród nowych mieszkanek szybko zaczynają pojawiać się głosy sprzeciwu wobec despotycznych zapędów liderki Stowarzyszenia. Nie mija wiele czasu, a dochodzi do kolejnego rozłamu. Szesnaście kobiet decyduje się wystąpić ze Stowarzyszenia Bab-Jag po to, by założyć własne stowarzyszenie – takie, w którym nie ma liderki, a decyzje są podejmowane w sposób demokratyczny. Wśród tych kobiet jest i Odette. W Stowarzyszeniu Bab-Jag pozostaje tymczasem zaledwie pięć osób: Therese oraz cztery kobiety, które ciągle trzymają jej stronę.

Pomieszczenie wspólne w Domu Bab-Jag - kiedyś odbywały się w nim otwarte dyskusje i warsztaty, a obecnie trwa w nim remont.

Zamknięte drzwi do pomieszczenia wspólnego w Domu Bab-Jag. Kiedyś odbywały się tam otwarte dyskusje i warsztaty, ale obecnie trwa remont.


Konflikt między Therese a mieszkankami, które zdecydowały się opuścić Stowarzyszenie Bab-Jag, jest brzemienny w skutki. Okazuje się, że jedno pomieszczenie wspólne jest niewystarczające dla dwóch zwaśnionych grup. Ponieważ pomieszczenie pozostaje pod kontrolą Stowarzyszenia Bab-Jag, a Therese nie chce go udostępniać, pojawia się potrzeba, by podzielić je na dwie części: po jednej dla każdego stowarzyszenia. Kiedy odwiedzam Dom Bab-Jag, trwa właśnie remont, który ma doprowadzić do powstania dwóch odrębnych pomieszczeń. Oczywiście zastanawia mnie, dlaczego władze miejskie tolerują Therese i nie próbują się jej pozbyć, aby zaprowadzić  wreszcie zgodę wśród mieszkanek. Odette tłumaczy mi, że Therese ma bardzo mocną pozycję, bo jest znana i wpływowa. Tezę tę potwierdzają artykuły prasowe, z którymi zapoznaję się po powrocie do Polski. W artykule z "Liberation" czytam o konfliktach z udziałem Therese – ich charakterystyka zgadza się z tym, co usłyszałam od Odette. Opisowi burzliwych losów Domu Bab-Jag towarzyszą komentarze Jeana-Michela Blery, urzędnika miejskiego odpowiedzialnego za politykę mieszkaniową Montreuil. Mówi on o Therese, co następuje: "Therese Clerc to prawdziwy guru! Choć jej utopijna idea jest dobra, to należy do osób, którym trudno jest przejść od idei do praktycznego projektu". Urzędnik zauważa wady Therese, a mimo to jest przekonany, że Dom Bab-Jag nie może bez niej funkcjonować, ponieważ: "projekt tego domu narodził się w jej głowie i nigdy nie zostałby zrealizowany, gdyby nie jej determinacja i popularność w mediach".

Ponieważ pomieszczenie wspólne jest w remoncie, a do wspólnego ogrodu dotrzeć można tylko przez to pomieszczenie, żadna z grup nie dysponuje obecnie przestrzenią do spotkań. Dom, który miał być "samorządny, ekologiczny, obywatelski i solidarny", nie różni się więc chwilowo od zwykłych budynków wielorodzinnych, w których mieszkańcy zamieniają czasem kilka słów, ale nie podejmują razem żadnych istotnych działań. Pozostaje mieć nadzieję, że sytuacja zmieni się wraz z końcem remontu i że pojawią się wtedy jakieś formy życia w grupie. Odette zapowiada, że członkinie jej stowarzyszenia planują wspólnie organizować wydarzenia dla lokalnej społeczności. Być może dzięki takim inicjatywom uda im się dotrzeć do okolicznych imigrantek w sposób, który jest trochę mniej energochłonny niż prowadzenie łaźni.

Lista wspólnych inicjatyw w Domu Bab-Jag. Jak widać, od czasu rozpoczęcia remontu pomieszczenia wspólnego mieszkanki praktycznie się nie spotykają.

Lista wspólnych inicjatyw w Domu Bab-Jag. Od czasu, gdy zaczął się remont pomieszczenia wspólnego, mieszkanki praktycznie się nie spotykają.


Czy Dom Bab-Jag stanie się kiedyś cohousingiem senioralnym, którym był przez długi czas w moich wyobrażeniach? Trochę w to wątpię, bo przecież istotą cohousingu jest przyjazne sąsiedztwo, a trudno mówić o takim sąsiedztwie w sytuacji, kiedy jeden budynek dzielą przedstawicielki dwóch zwaśnionych stowarzyszeń. Chciałabym być optymistką i wierzyć, że między stowarzyszeniami dojdzie kiedyś do porozumienia, ale wiem, że o zgodzie nie może być mowy tak długo, jak Therese odrzuca możliwość kompromisu. Na razie niestety nic nie wskazuje na to, żeby Therese miała brać kompromis pod uwagę. Od lat jest despotką i chyba despotką pozostanie. Ma już ponad 80 lat, więc trudno oczekiwać, że jej osobowość ulegnie radykalnej przemianie. Szkoda tylko, że jej autokratyczne zapędy mają tak destrukcyjny wpływ na projekt, który zainicjowała i który mógłby być wzorem dla podobnych inicjatyw podejmowanych nie tylko we Francji, ale też i w innych częściach świata.

Kiedy zastanawiam się, co konkretnie doprowadziło do konfliktów między Therese a pozostałymi kobietami zaangażowanymi w Dom Bab-Jag, przychodzą mi do głowy słowa "Wolność, równość, siostrzeństwo". Odnoszę wrażenie, że Therese w specyficzny sposób interpretuje każde tych słów. Po pierwsze – wydaje się obsesyjnie przywiązana do swojej wolności, przez co nie bierze odpowiedzialności za Dom Bab-Jag. Jej brak odpowiedzialności wyraża się w tym, że wydaje decyzje, które mają wpływ na losy Domu, ale nie ponosi ich konsekwencji. Dzięki temu, że mieszka poza Domem, ma swobodę, by opuszczać go za każdym razem, kiedy dochodzi do konfliktu. Po drugie – choć twierdzi, że chce mieszkać w domu samorządnym i obywatelskim, to nie uważa innych kobiet za osoby sobie równe. Zamiast szanować ich opinie i rozmawiać z nimi w celu wypracowania konsensusu, woli narzucać im swoje wizje. Po trzecie – wiele wskazuje na to, że nie chce tworzyć wspólnoty, w której jest miejsce na różnorodność. Wystarcza jej mała grupka wiernych zwolenniczek i szybko pozbywa się z otoczenia każdego, kto reprezentuje odmienne poglądy. Jej siostrami są więc wyłącznie takie kobiety, które nie ośmielają się podważać jej autorytetu.

"Wolność, równość, siostrzeństwo" (lub odpowiednio "braterstwo") – to słowa, których znaczenie warto przemyśleć za każdym razem, gdy chce się budować wspólnotę. Przykład Domu Bab-Jag pokazuje bowiem, że od rozumienia tych słów może zależeć sukces projektu, który zakłada wspólne zamieszkiwanie. Oczywiście przy pytaniach o znaczenie poszczególnych słów trudno nie zastanowić się, co w ogóle znaczy "znaczyć". Są na przykład tacy, którzy twierdzą, że znaczenie zależy od rozumienia, a rozumienie z kolei zależy od interakcji z otoczeniem fizycznym i innymi ludźmi. To jednak już temat na zupełnie inny tekst...

Źródło: blog "Mieszkać inaczej" Krystyna Szurmańska

Komentarze: