Jakie rozwiązania mieszkaniowe sprzyjają równości płci?

Opublikowane przez: COHOTO, 9 lat temu,  735

Większość Polaków popiera ideę równości płci. Pod stwierdzeniem: „Kobieta i mężczyzna w równym stopniu dzielą się obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi” podpisuje się 65% Polaków i 78% Polek (dane z książki „Matka Feministka” Agnieszki Graff). Niestety postępowość widoczna w słownych deklaracjach nie przekłada się na życie codzienne. W polskich domach podział obowiązków ma dalej mocno tradycyjny charakter, a zmiany w tej materii zachodzą bardzo powoli. Według danych z 2013 roku, każdego dnia przeciętna Polka poświęca na prace domowe 3 godziny 41 minut, podczas gdy przeciętnemu Polakowi tego rodzaju prace zajmują ponad godzinę mniej: 2 godziny 19 minut. Co ciekawe, pod względem zaangażowania w sprzątanie i gotowanie, współczesny polski mężczyzna nie różni się specjalnie od Polaka sprzed 30 lat. Jak informuje Michał Gąsior z portalu natemat.pl: "Obowiązki domowe zajmują dziś mężczyznom 9 minut dłużej dziennie niż w 1984 roku." Czy można w jakiś sposób przyspieszyć proces zmian, tak by równość płci w sferze domowej stała się czymś więcej niż pustą deklaracją?

Wiele pomysłów na poprawę sytuacji adresowanych jest do władz państwowych i pracodawców. Zainteresowanych tymi pomysłami odsyłam do wspomnianej już książki Agnieszki Graff "Matka feministka" (a zwłaszcza do rozdziału "Parytety to za mało"). Sama chciałabym się tymczasem skupić na kwestii, która wydaje się nie istnieć w polskiej dyskusji nad równością płci, a która jest według mnie bardzo ciekawa. Kwestią to jest związek między poszczególnymi rozwiązaniami kwestii mieszkaniowej a równością kobiet i mężczyzn. Jak nietrudno zgadnąć, zaangażowanie kobiet i mężczyzn w obowiązki domowe różni się w zależności od tego, czy mieszkają oni w pałacu ze służbą, czy w anarchistycznym squacie. Różnic tych nikt chyba jednak w Polsce nie bada, nikt też nie zastanawia się nad rozwiązaniami mieszkaniowymi, które najbardziej sprzyjają równości płci.

Jak sugerują zagraniczni badacze, jednym z godnych uwagi rozwiązań jest cohousing. W artykule "Design for gender equality – the history of cohousing ideas and realities" można znaleźć wyniki badań Williama Michelsona, który przyjrzał się cohousingom oraz tradycyjnym osiedlom pod kątem ilości oraz podziału prac domowych. Okazało się, że mieszkańcy cohousingów spędzają na pracach domowych znacznie mniej czasu niż mieszkańcy konwencjonalnych osiedli. Mniej czasochłonne jest dla nich na przykład gotowanie, ponieważ często organizują wspólne posiłki.


Wspólny posiłek w osadzie Twin Oaks

Wspólny posiłek w osadzie Twin Oaks (zdj. ze strony internetowej Twin Oaks).


Jak zauważył Michelson, cohousingi różnią się od konwencjonalnych osiedli nie tylko nakładem prac domowych, ale też ich podziałem. Spośród wszystkich badanych osiedli to szwedzki cohousing Prästgårdshagen okazał się być miejscem, w którym ojcowie spędzają z dziećmi stosunkowo najwięcej czasu. Z badań Michelsona wynikło również, że czas spędzany z dziećmi przez matki jest mniejszy w Prästgårdshagen niż na konwencjonalnych osiedlach. Czy można na tej podstawie wysnuć wniosek, że cohousingi stanowią siedliska zbyt mocno wyemancypowanych kobiet, które zostawiają swoje dzieci na pastwę losu, przez co mężczyźni są zmuszeni przejąć obowiązki związane z opieką? Choć taka konkluzja nasunęłaby się pewnie konserwatystom, to jednak Michelson zinterpretował swoje obserwacje inaczej. Zasugerował, że w cohousingach dzieci nie muszą znajdować się pod ciągłą opieką matek, ponieważ nic im nie grozi, kiedy bawią się w obrębie wspólnotowego ogrodu czy placu zabaw, to jest bezpiecznej przestrzeni, którą nie dysponują konwencjonalne osiedla. W cohousingach opieka nad dziećmi jest z jednej strony mniej czasochłonna, z drugiej zaś równiej podzielona między ojców i matki.

Ciekawy przykład wspólnoty zorganizowanej zgodnie z ideą równości płci w sferze obowiązków domowych stanowi amerykańska osada Twin Oaks (Wirginia). Nie jest to typowy cohousing, ponieważ jej członków wiążą znacznie silniejsze więzi niż te, które zwykle łączą mieszkańców cohousingu. O ile cohousing to sąsiedzka wspólnota mieszkaniowa, której członkowie z reguły są dla siebie tylko sąsiadami, a pracują poza wspólnotą, to mieszkańcy Twin Oaks wspólnie zarówno mieszkają, jak i pracują. Dzięki temu że cała praca odbywa się w ramach wspólnoty, jej członkowie mogą decydować, co definiują jako pracę, a także określać sposób, w jaki chcą dzielić się obowiązkami. Mieszkańcy Twin Oaks pracują około 42 godziny w tygodniu. Sami wybierają rodzaj pracy, który najbardziej im odpowiada, i decydują, że chcą się zajmować np. uprawą ziemi, opieką nad dziećmi, gotowaniem lub pracami budowlanymi. Co ważne, obowiązki domowe, takie jak zmywanie naczyń czy robienie zakupów, uznawane są za pracę na równi z pracą w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, na przykład z wytwarzaniem hamaków, które trafiają na sprzedaż. Nie ma podziału na zadania "męskie" i "kobiece" – wszystkie rodzaje prac są wykonywane zarówno przez kobiety, jak i przez mężczyzn.


Wspólna praca kobiet i mężczyzn w osadzie Twin Oaks

Wspólna praca kobiet i mężczyzn w osadzie Twin Oaks (zdj. ze strony internetowej Twin Oaks).


Prawdę mówiąc, wątpię, żebym dożyła czasów, kiedy w Polsce powstanie wspólnota choć w połowie tak radykalna jak Twin Oaks. Może jednak mniej rewolucyjne rozwiązania w postaci cohousingów zdobędą u nas z czasem popularność i przyczynią się do poprawy wskaźnika zaangażowania mężczyzn w prace domowe. Sądzę, że Matki Polki nie miałyby nic przeciwko.


Źródło: Krystyna Szurmańska, blog Mieszkać Inaczej.


Komentarze: